Istnieje teoria, że ci, którzy zawodzą jako aktorzy, zostają reżyserami. Ci, którzy nie zostają reżyserami, zostają krytykami teatralnymi. Cieszę się, że nie jestem krytykiem teatralnym.
Dla mnie teatr zawsze był i zawsze będzie tą tajemniczą przestrzenią, której żaden śmiertelnik nie miał szansy w pełni poznać. I być może nie jest to konieczne. Nie byłoby już tajemnicy i poczucia codziennego odkrywania.
Praca z teatrem amatorskim to niekończąca się radość i przywilej. To przywilej obserwowania aktorów, którzy wychodzą ze swojej codziennej rutyny i zmieniają się, rozwijają, przekraczają pewne granice, które sobie wyobrazili lub stworzyli, i wznoszą się ponad codzienność. Za każdym razem przed występem czuje się nieopisaną atmosferę skupienia, oddania temu, co się robi. Czuć motyle, które swoimi delikatnymi skrzydełkami za każdym razem drapią mnie po brzuchu. To jak bycie zakochanym przez cały czas. I to nieopisane uczucie, kiedy dzielisz się niewidzialną energią z publicznością.
Moje credo w życiu twórczym jest takie, że jeśli nie jesteś w teatrze, to nie znaczy, że teatr nie jest w tobie.